KINOKOSTIUM
- natashadziewit
- 22 lut 2021
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 21 mar 2021

Nie wiem jak Ty, natomiast ja pasjami oglądam filmy. Od kiedy pamiętam, kino przenosiło mnie w inne światy i pozwalało poznawać poprzez nie samą siebie.
Jak mawia Tomasz Raczek, tylko niewielka część filmu wyświetlana jest na ekranie ( czy innym monitorze ) - reszta rozgrywa się bezpośrednio w naszej psychice i w zależności od tego jak widzimy siebie, świat, sytuacje i ludzi, tak też odbieramy przekaz płynący od twórców.
Kino ma wielką moc oddziaływania na nasze samopoczucie, dobrostan, jest wręcz uznanym już narzędziem psychoterapeutycznym. Nazywa się to "kinoterapia". Odpowiednio dobrany film ma właściwości naturalnego leku: powoduje wzrost ciśnienia krwi, wydzielanie adrenaliny, endorfin i redukuje ból.
Znacie to uczucie, gdy po wyjściu z kina cały zewnętrzny świat wydaje się jakby odmieniony? W zależności od przekazu i odbioru, możemy się śmiać, płakać, wzruszać, nabrać nadziei, chcieć zmieniać świat, popaść w silną refleksje, albo siąść i płakać…
To się nawet nazywa.
MAGIA KINA.

Wszyscy doskonale wiemy z jak wielu złożonych warstw składa się udane dzieło filmowe. Począwszy od scenariusza, poprzez reżyserię, zdjęcia/obrazy, dźwięk/muzykę, obsadę/ grę aktorską, aż do roli produkcji, montażu itd. Te poszczególne puzelki tworzą nierozerwalną całość. Gdy choćby jeden z nich “nie styka “ - burzy pozostałe …
Zauważyliście, że nie wymieniłam jeszcze jednego elementu ?
Kostium.
I właściwie dopiero tu dopiero zaczyna się dzisiejszy temat!
Rola kostiumu w świecie filmu.
Czuję, że to dopiero początek całego cyklu, w którym będziemy mogli przyjrzeć się szczególnym przykładom. Ok?
A Zaczniemy od jednego z moich top of the top - Thelma and Louise. Rok produkcji - 1991. Ups. To tylko 30 lat temu, a wydaje mi się, że jakby wczoraj :)
Film, który wywarł na mnie piorunujące wrażenie i na zawsze już wpłynął na mój sposób postrzegania pewnych kwestii związanych z kobiecością,
rolami społecznymi i wpływu takich, a nie innych decyzji i ich jakże dramatycznych czasem - konsekwencji.
Widziałam ten film na przestrzeni lat wielokrotnie, a ostatnio - z pełną premedytacją i należytą celebracją - tydzień temu.
I oto uwaga moja tym razem, poza wszelkimi znanymi już genialnymi aspektami poszła w rejon kostiumu.
Oczywiście, że już pierwszego razu zakochałam się w “kowbojskich” stylóweczkach bohaterek.
Tym razem jednak dostrzegłam jednak znacznie znacznie więcej.
A mianowicie niesłychanie doskonale zsynchronizowaną z kolejami opowieści - wizualną przemianę tych niezwykłych kobiet.
Kiedy poznajemy T i L ich styl w dużym uproszczeniu można nazwać nieco “ paniusiowatym ” charakterystycznym dla przeciętnej kobiety z przedmieścia, na który to składa się pieczołowicie zakręcony lok soczyście rudych włosów, wyraźnie uszminkowane usta, pomalowane paznokcie, sporo biżuterii i cała ta mocna podkreślona “kobiecość “ .
Kiedy dochodzi do kluczowego wielkiego bum, bardzo szybko orientujemy się ,że nic już nie będzie jak dawniej, na czele z nimi samymi.
Wraz z upływem kilometrów, przemierzanych w szmaragdowym, coraz bardziej zakurzonym cadillacu wśród południowo amerykańskiego krajobrazu znikają wszystkie te w/w atrybuty…
Oglądamy sceny bardzo pięknie i dosłownie podkreślające moment przebierania / przeobrażania się zewnętrznego, idącego tuż w ślad za głębokimi wewnętrznymi i nieodwracalnymi już zmianami w nich samych.
Ich bujne rude włosy są coraz bardziej potargane, smagane ciepłym wiatrem wolności, co podkreśla moment wyjścia ze starych, dotychczasowych schematów myślowych i odgrywanych przez nie życiowych ról.

Staranny wcześniej makeup zastępuje przydrożny kurz, słońce i blask w oczach - symbol poczucia odzyskiwanej własnej mocy, pomimo faktycznego i bezpośredniego stanu zagrożenia.
Raz na zawsze znikają dopracowane outfity, wcześniejsze marynarki, sukienki, falbanki.
Pojawiają się doskonale sprane i bezbłędnie leżące na sylwetce błękitne levisy, kowbojskie buty, rockendrolowe topy odsłaniające prężne i gotowe do podjęcia kolejnych wyzwań ramiona, jeansowe koszule, bandany i kapelusze.
Look w pełni wyzwolony, przydrożny, pozytywnie wyświechtany, malowniczy i ewidentnie zaczerpnięty z garderoby męskiej.
Choć to przecież własnie mężczyźni stali się źródłem kłopotów, w które wpadły T i L.
Detale - smaczki - majstersztyki , takie jak wymiana Louise na okulary słoneczne - teraz znacznie bardziej adekwatne wizerunkowo - z policjantem. Albo basebolówka dokuczliwego kierowcy ciężarówki jako trofeum na głowie Thelmy. Wow.

Niezwykle interesuje mnie fakt, czy cały ten precyzyjnie przemyślany zabieg stopniowej przemiany, wyszedł od samego reżysera, kostiumografa, czy ich wspólnie wypracowanej koncepcji?
A może było jeszcze inaczej ...?
Lubię sobie wyobrażać , że dużo się wokół tego działo i że to wyszło jakoś tak organicznie...
Tak, czy inaczej, ktokolwiek to wykreował, ma na zawsze moją wielką wdzięczność i głęboki podziw.
Sama jak nie wiem co marzę o możliwości tworzenia tak niezapomnianych wizualnie przeistoczeń.
Tymczasem oddalam się w poszukiwaniu kolejnych cudów ekranu i do następnego razu.
c.d.n.
Comments