top of page
Szukaj

CZYM SKORUPKA ZA MŁODU ...







W tak pięknych okolicznościach.

I przy święcie ;)

Chcę ci coś opowiedzieć.

Wymaga to pewnej dozy ekshibicjonizmu i odwagi.

Generalnie wolę się chować za swoją twórczością - to takie komfortowe i bezpieczne miejsce ...

Jednakże w ramach ... i nie tylko ... ;) podzielę się z tobą historią o tym , jak pewne wydarzenia i zjawiska prosto z mojego dzieciństwa właśnie, wpłynęły na to czym się zawodowo zajmuję i dlaczego to dla mnie tak ważna dziedzina.

Przybliżę ci podłoże i genezę tego , skąd wiecznie tylko te ciuchy , łaszki i fatałaszki i badanie ich niezaprzeczalnego na nas wpływu.

Potraktujmy to jako interesujący eksperyment z dalekosiężnymi - jak widać skutkami:)




Rzecz dotyczy moich początków z dotykaniem tematu odzieży ,wczesnych outfitów i ich niesamowitej rozbieżności nie pozostającej bez wpływu na samopoczucie.

Tak się ułożyło , że życie dzieliłam na 2 domy : " babciowodziadkowy i rodzicowy ".

A kobiety , które w tychże zajmowały się codziennym mnie ubieraniem - tj, babunia Marysia, oraz mama, miały zdecydowanie różne podejście do kwestii mojego wizerunku:)

Nie pamiętam jakiego wieku dotyczą te najmocniej zapisane wrażenia i wspomnienia. Sądzę, że okresu gdy miałam jakieś 6/ 7 /8 lat...

I tak - grzeczniutkie, schludne i odprasowane koszule z kołnierzykiem , plisowane spódniczki , białe podkolanówki, wyczyszczone na glanc tenisówki i charakterystycznie wykręcony lok nad czołem ( mniej więcej ja na poniższej fotografii ) - to była stylóweczka preferowana i promowana przez kochaną babcię.

Babunia była człowiekiem o wielkim sercu , anielskiej dobroci i niebywałej skromności. To zamiłowanie do powściągliwej dyskrecji bezpośrednio przelewała zarówno na image swój własny jak i mój.

Ja sama , na ile pamięć mi pozwala odtworzyć samopoczucie , nie czułam się z tym ani źle , ani dobrze - po prostu - tak było i ok?







Natomiast moja mama miała zgoła odmienny stosunek do sfery przyodziewku. Była i nadal jest! (ilość szaf i ich zawartość niezmiennie wprawiają mnie w osłupienie ;) - absolutną fashionistką. Zawsze świetnie się ubierała. To głównie wokół ciuchów kręciły się spotkania mamy z jej najbliższymi przyjaciółkami, w których z ciekawością i ekscytacją uczestniczyłam. Było przymierzanie, przebieranie , wymiana , pożyczanie, itd ...




Tak, że wizja babci vs. wizja mamy mocno się ścierały i zderzały.

Ale to jeszcze nic w obliczu tego , jak się owe realizowały.

Otóż moja mama, była wyraźnie zdeterminowana byśmy prezentowały się w miarę spójnie, a jednocześnie nie chciała sprawiać babci przykrości , dokonywała " przeobrażenia" mnie na swoje podobieństwo niejako po kryjomu, gdzieś pomiędzy, zanim znalazłyśmy się na ulicy , czy jakimś innym docelowym miejscu ...

Serio:)

Czasem na klatce schodowej, czasem w bramie, aucie, taksówce itp.

I w mgnieniu oka, z tego skromnego dziewczęcia , stawałam się np. małą hipiską. Zamaszyste i falbaniaste sukienki, chodaki, bandanki we włosach + inne rzemyki itd.

Wyobrażasz sobie wrażenia wynikające z tych ciągłych metamorfoz? Nie sposób było nie odczuwać jak wraz ze zmianą outfitu , zmieniam się ja , moje nastroje, sposób postrzegania siebie, poruszania się, zmieniało się dosłownie wszystko.







Zdaję sobie sprawę z tego, że czytając to można by uznać moich bliskich za hmmm ... delikatnie rzecz ujmując niezbyt odpowiedzialnych i świadomych wpływu ich poczynań ma psychikę małej dziewczynki. Trochę to pokręcone :) No ale umówmy się , kto z nas miał idealne dzieciństwo i rodziców ? ( notabene spotkały mnie znaczenie trudniejsze doświadczenia, jednak spokojnie - lata terapii czynią cuda )




To nie wszystko. Otóż moja druga babcia - Irena, parała się z kolei fachem krawieckim.

A z zamiłowania, w całkiem już dojrzałym wieku oddała się w pełni twórczości artystycznej, kształcąc siebie, a przy okazji i mnie, w kierunku malarstwa , rysunku, tkactwa , rzeźby ...

W tym domu królował więc stukot maszyny do szycia, stół z rozłożonymi materiałami , czarna poduszeczka w chińskie wzory z kolorowymi łebkami szpilek i zapach ( który czuję do dziś ) wielkich i ciężkich krawieckich nożyc. Klientki przeglądały magazyny modowe .A następnie stawały do miar przed trzyskrzydłowym, kryształowym lustrem na toaletce.

Ten świat wywarł na mnie równie silny wpływ , co kompulsywne przebieranki ;)




Czy teraz, w obliczu przytoczonych faktów i przygód, moja droga zawodowa , wybory, zainteresowania i pasje, wydają się być dosyć jasne i oczywiste ?

No jest w tym jakiś determinizm.

Ubrania, ich codzienna bez względu na wszystko, obecność, znaczenie, wpływ, udział - oto jak napisała się moja historia ...

Zajmuję się nimi w każdym możliwym wymiarze od kiedy pamiętam.

Jako dziecko zarysowywałam dziesiątki zeszytów niezliczonymi ciągami kolekcji.

Eksperymentowałam ze swoim wizerunkiem na wszelkie możliwe sposoby.

Z ogromnym zainteresowaniem też od zawsze obserwowałam wizerunki innych , zarówno tych bliskich , jak i całej reszty ludzkości;)

Już w trakcie nauki projektowania pracowałam w butiku brandu "Quiosque " , by po chwili projektować dla jego odłamu - marki " Kala "

Przez lata pracowałam jako projektant dla różnych odzieżowych korpo.

Następnie przyszła kolej na autorskie kolekcje dla" Kiss the frog " i " Natasha Dziewit"

Projektowanie kostiumów.

Stylizowanie.

Moja wielka zaczarowana kraina.

Jednocześnie na przestrzeni ostatnich lat, raz po raz / wciąż i wciąż z różnych stron powracało do mnie hasło i motyw pt.: " pomaganie " , " realizujesz się przez pomaganie " , " jesteś stworzona by pomagać , " twoją misją jest pomaganie " ...

I wiesz, coś w tym jest. To się potwierdza.




Zmierzając ku końcowi , czytam zadziwiona dokąd zaprowadził mnie ten tekst ?

Zainspirowany dzisiejszym świętem dziecka i moimi dziecięcymi wspomnieniami.

Finiszuję refleksją, o tym jak bardzo lubię i potrzebuję pomagać tobie w temacie, który mnie chcąc nie chcąc od zawsze pociągał, uwodził i wypełniał.

Ok.

Niech płynie.

Są na tym świecie rzeczy ...




c.d.n.











 
 
 

Comments


bottom of page